Kierowca Peugeota e-208, elektrycznego samochodu, miał niewielki wypadek, który spowodował lekkie uszkodzenie baterii. Naprawa okazała się niezwykle kosztowna, co sprawiło, że z ekonomicznego punktu widzenia auto stało się praktycznie bezwartościowe.
POLECAMY: Firmy ubezpieczeniowe coraz częściej odmawiają ubezpieczania samochodów elektrycznych
Portal autoblog.pl opisał tę nową rzeczywistość w motoryzacji, gdy czytelnik podzielił się swoim doświadczeniem z redakcją.
POLECAMY: Ekodewianci się zapłaczą. Stary Mercedes bardziej eko niż auta promowane jako „eko”
W trakcie jazdy popełnił błąd i wjechał do rowu, co spowodowało lekkie zniszczenia samochodu, ale niczego poważnego na pierwszy rzut oka.
Problem pojawił się jednak z baterią trakcyjną, która została zarysowana, gdy samochód zjechał na betonowy krawężnik. Naprawa tego uszkodzenia okazała się niezwykle kosztowna.
Jeden z autoryzowanych serwisów wycenił koszt wymiany baterii na 160 tysięcy złotych, podczas gdy drugi na 123 tysiące złotych. Nawet mimo że bateria wciąż działała, z uwagi na zarysowania, nie była objęta gwarancją, więc wymiana była nieunikniona. Jednakże z powodu wysokich kosztów naprawy, samochód został uznany za bezużyteczny.
Dodatkowym elementem tej historii jest fakt, że uszkodzony pojazd został zlicytowany i następnie sprzedany przez „handlarza” bez informacji o uszkodzonej baterii.
Autoblog.pl zauważa, że koszt wymiany baterii w tym modelu przewyższa cenę nowego elektrycznego pojazdu, na przykład Citroena C3. Naprawa w autoryzowanym serwisie zawsze jest znacznie droższa niż rzeczywista wartość pojazdu, co zachęca producenta oraz ubezpieczycieli do częstszej wymiany pojazdów na nowe.
Poniżej przedstawiamy grafikę dla tych otumanionych unijną propagandą „Zielonego Ładu”
2 komentarze
Dlatego firmy ubezpieczeniowe nie chcą ubezpieczać elektrycznych samochodów. To jest ta pseudo ekologia zielonego ładu.
Raz sierpem raz młotem zielona hołotę. Zielony nieład jest niewykonalny pachołki globalistów.