Rolnicy z Oszukanej Wsi, którzy na targach w Kielcach w połowie marca wygwizdali ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka i doprowadzili do jego dymisji, jeden po drugim otrzymują wezwania na policję.
– Wkrótce rozpoczynają się żniwa, a my jeszcze nie otrzymaliśmy ani grosza z obiecywanych dopłat do zboża. Tymczasem władza o nas sobie przypomniała. To proste, chce nas zastraszyć i uciszyć, ale na nas to nie zadziała – stwierdził w rozmowie z „Wyborczą” Wiesław Gryn, rolnik z Rogowa na Lubelszczyźnie.
Oszukana Wieś to stowarzyszenie rolników z Lubelszczyzny, które zostało utworzone na początku roku w odpowiedzi na sytuację, gdy miliony ton ukraińskiego zboża trafiły do polskich magazynów, głównie na Zamojszczyźnie, zamiast być wysyłanym do głodującej Afryki Północnej poprzez porty w Gdańsku i Gdyni. Ta sytuacja całkowicie zniszczyła rynek.
POLECAMY: Ukraińcy oskarżają Stowarzyszenie „Oszukana wieś” o powiązania z Rosją
Przed rozpoczęciem ubiegłorocznych żniw minister Henryk Kowalczyk apelował do rolników, aby nie sprzedawali ziarna jesienią, twierdząc, że ceny będą znacznie wyższe wiosną. W rezultacie rolnicy jesienią otrzymywali od 1,5 do 1,6 tysiąca złotych za tonę pszenicy, podczas gdy wiosną cena spadła nawet do 600-700 złotych z powodu taniego ukraińskiego zboża. Rolnicy zostali więc z pełnymi magazynami pszenicy, rzepaku i kukurydzy.
POLECAMY: Zatrute ukraińskie zboże ma swoją pierwszą ofiarę. Kaufland wycofał swoją mąkę
Rolnicy z Zamojszczyzny od miesięcy obserwowali transporty taniego zboża z Ukrainy i regularnie odwiedzali Ministerstwo Rolnictwa, ostrzegając przed problemem. Jednak minister Kowalczyk zapewniał ich, że „wszystko jest pod kontrolą”. W rezultacie, na początku roku, rolnicy zdesperowani sytuacją zaczęli blokować drogi i przejścia graniczne z Ukrainą.
Wszystkie te działania okazały się nieskuteczne, ponieważ zboże nadal docierało do Polski. Rolnicy konsekwentnie podkreślali, że nie chodzi im o winę Ukraińców, ponieważ oni sami nie są odpowiedzialni, lecz o polski rząd, który nie był w stanie skutecznie zabezpieczyć transportu zboża od granicy do portów nad Bałtykiem. Rolnicy z Lubelszczyzny argumentowali, że wystarczyło pobierać kaucję w wysokości 10 tysięcy złotych od każdego tira, którą można by było zwrócić w Gdańsku. W ten sposób problem zostałby rozwiązany.
Przez długi czas alarmowaliśmy o problemie, ale nie byliśmy w stanie dotrzeć z nim do szerszej publiczności, ponieważ nasze informacje o blokadach dróg i przejść granicznych ustępowały wiadomościom o luksusowych nieruchomościach ministra Czarnka i bracie komendanta głównego policji, który uniknął aresztu. Nasze wiadomości były zepchnięte na dalszy plan lub w ogóle nie pojawiały się na portalach informacyjnych – mówił połowie marca, Wiesław Gryn, właściciel 800-hektarowego gospodarstwa, powiedział „Wyborczej”.
W dalszej części rozmowy rolnik dodał: Dlatego wpadliśmy na pewien pomysł. Postanowiliśmy pojechać na targi do Kielc, gdzie miał być obecny minister rolnictwa Henryk Kowalczyk. Zakupiliśmy kilkadziesiąt gwizdków, 500 żółtych kamizelek i wydrukowaliśmy na nich napis „Oszukaną Wieś”. Policja dała się zmylić i zatrzymała jedną z autobusów z rolnikami ze Świętokrzyskiego. My, czterech rolników z Zamościa i okolic, zdołaliśmy dotrzeć na miejsce w sile 250 osób. Przed wejściem na targi ukryliśmy kamizelki pod naszymi ubraniami, aby ochrona nie zauważyła. Dopiero gdy zobaczyliśmy ministra Kowalczyka spacerującego po stoiskach wraz z prezesem Targów Kielce, założyliśmy kamizelki.
Kowalczyk został wygwizdany przez Oszukaną Wieś. Rolnicy krzyczeli w jego stronę: „Spieprzaj dziadu!”, „Judaszu!”. Gdy minister w towarzystwie ochrony kierował się ku wyjściu, usłyszał gromkie okrzyki pożegnalne: „Złodzieje, złodzieje!”. Rolnicy nagrywali wszystko i udostępniali w mediach społecznościowych, dzięki czemu protest Oszukanej Wsi dotarł nie tylko do całej Polski, ale i do świata.
Później eksperci od public relations oszacowali, że aby osiągnąć taką skuteczność przekazu, trzeba by było wydać nawet 10 milionów złotych na kampanię medialną. Rolnikom wystarczyło jednak zaledwie kilka czterominutowych filmów nagranych telefonami komórkowymi.
Rolnicy z Oszukanej Wsi z Kielc powrócili do domów dopiero nad ranem, ponieważ blisko 200 uczestników protestu było dokładnie rejestrowanych przez kilkudziesięciu policjantów aż do późnych godzin nocnych. Autokary, którymi podróżowali, zostały zatrzymane przez nieoznakowane radiowozy około 30 kilometrów za Kielcami.
Wiesław Gryn wielokrotnie podkreślał, że podczas demonstracji, w której uczestniczyło 250 rolników, nie doszło do żadnego incydentu, nawet najmniejszego. W rozmowach podkreślał, że nikt nie został uderzony ani nawet popchnięty, a absolutnie nikt nie odniósł żadnych obrażeń. Rolnicy posiadają niezbite dowody na to, w postaci nagranych filmów za pomocą telefonów komórkowych, które potwierdzają ich stanowisko. Wiesław Gryn nadal podtrzymuje te twierdzenia.
„Policja” wzywa rolników z Oszukanej Wsi na przesłuchania
Demonstracja w Kielcach okazała się również skuteczna politycznie, ponieważ wkrótce po niej minister rolnictwa Henryk Kowalczyk zrezygnował ze swojego stanowiska. Zastąpił go Robert Telus, który podjął rozmowy z rolnikami na temat dopłat za niesprzedane zboże. W wyniku tych negocjacji, na początku maja, wprowadzono kontrole przy wjeździe ukraińskiego ziarna do Polski.
Rozmowy dotyczące wysokości dopłat trwały tygodniami, a czasami miesiącami. Były przerywane, gdy rolnicy nie byli zadowoleni z braku postępów i wielokrotnie organizowali blokady granic. Następnie powracali do stołu negocjacyjnego, tak jak po przerwanym proteście na początku czerwca w Dorohusku na Lubelszczyźnie, przy granicy z Ukrainą.
Rolnicy, którzy przygotowywali się do żniw, stopniowo zapominali o proteście na targach w Kielcach. Jednak po trzech miesiącach otrzymywali listy polecone z wezwaniami na policję.
Rolnicy z Oszukanej Wsi wygwizdali Henryka Kowalczyka podczas demonstracji. Krzyczeli w jego kierunku: „Spieprzaj dziadu”, „Judaszu”. Kiedy minister wraz z ochroną podążał w stronę wyjścia, usłyszał głośne okrzyki pożegnalne: „Złodzieje, złodzieje”. Rolnicy nagrywali wszystko i udostępniali w mediach społecznościowych, dzięki czemu protest Oszukanej Wsi dotarł nie tylko do całej Polski, ale także do świata.
Później specjaliści ds. public relations oszacowali, że aby osiągnąć taki przekaz za pomocą kampanii medialnej, należałoby wydać nawet 10 milionów złotych. Jednak rolnikom wystarczyły krótkie, niecałkowite czterominutowe filmy nagrane telefonami komórkowymi.
Rolnicy z Oszukanej Wsi z Kielc powrócili do domów dopiero nad ranem, ponieważ blisko 200 uczestników protestu było dokładnie rejestrowanych przez kilkudziesięciu policjantów aż do późnych godzin nocnych. Autokary, którymi podróżowali, zostały zatrzymane przez nieoznakowane radiowozy około 30 kilometrów za Kielcami.
Wiesław Gryn otrzymał wezwanie na Komendę Miejską Policji w Zamościu w charakterze świadka zgodnie z art. 51 Kodeksu wykroczeń dotyczącego zakłócenia porządku publicznego, za co grozi kara aresztu, ograniczenia wolności lub grzywna. Dodatkowo, Wiesław Gryn został poinformowany o konieczności zabrania ze sobą dowodu osobistego.
Z wezwanie wynika, że rolnik powinien stawić się na wyznaczonym terminie, czyli w czwartek, 29 czerwca o godzinie 8:45, na Komendzie Miejskiej Policji w Zamościu. Tam będzie mógł udzielić zeznań jako świadek w trakcie postępowania dotyczącego zakłócenia porządku publicznego.
Takie wezwania otrzymało co najmniej kilkudziesięciu uczestników protestu, w tym Marcin Sobczuk, drugi lider Oszukanej Wsi z Wysokiego pod Zamościem, który prowadzi 400-hektarowe gospodarstwo razem z dwoma braćmi – wynika z ustaleń Gryna.
Rolnicy z Oszukanej Wsi otrzymali wezwania do stawienia się jako świadkowie w różnych komendach policji, w tym w Kielcach, Chełmie i Hrubieszowie. Informacje na wezwaniach wskazują, że postępowanie dotyczy sprawy ministra Kowalczyka i targów.
Małgorzata Pędzik, pełniąca obowiązki oficera prasowego Komendy Miejskiej Policji w Kielcach, poinformowała „Wyborczą”, że na obecną chwilę 21 rolników z Lubelszczyzny otrzymało takie wezwania, a wybór ich osób wynikał m.in. z analizy monitoringu z Targów Kielce z połowy marca.
Wiesław Gryn w rozmowie z „Wyborczą” wyraża swoje wzburzenie i frustrację w związku z otrzymanymi wezwaniami.
Jego zdaniem wezwanie, jakie otrzymała ma tylko jedno znaczenie: zastraszyć nas, rolników. Chcą nas powstrzymać od protestowania, grożąc nam kłopotami. Mamy przed nami żniwa, musimy się przygotować, a my teraz będziemy musieli jeździć po komendach policji i tłumaczyć, że nie jesteśmy przestępcami.
W dalszej wypowiedzi dodaje: – No bo cóż my takiego zrobiliśmy. O ile dobrze pamiętam, słów „Spieprzaj dziadu” użył do nieznanego mu mężczyzny prezydent Lech Kaczyński i żadnej konsekwencji z tego tytułu nie poniósł. Idźmy dalej. „Judasz” to biblijne określenie tych, co zdradzają. Tak jak pan minister Kowalczyk zrobił z polskich chłopem. A „złodzieje”? Zapraszam na lubelską wieś, proszę porozmawiać z rolnikami i dowiedzieć się, ile otrzymali od rządu wsparcia za ukraińskie zboże, które zalało nasz rynek. To ja powiem: ani grosza.
Oszukana Wieś nie załamuje się. W pierwszej połowie przyszłego tygodnia rolnicy spotkają się z prawnikami z Lublina, którzy będą ich wspierać podczas przesłuchań na komendach policji w Chełmie, Zamościu i Hrubieszowie. Po przesłuchaniach podejmą decyzję, co dalej robić.
Protesty „Oszukanej Wsi” doprowadziły do ujawnienia skandalu z technicznym zbożem z Ukrainy
Po protestach Oszukanej Wsi wyszło na jaw, że wśród transportów ukraińskiej pszenicy do Polski wjechały także transporty z tzw. zbożem technicznym, które nie nadawały się do przetworzenia spożywczego.
Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte przez Prokuraturę Regionalną w Rzeszowie. Rzeszów przejął dochodzenia dotyczące tego przypadku zarówno z województwa podkarpackiego, jak i Lubelszczyzny. Ogółem prowadzonych jest 18 postępowań.
Doniesienie w tej sprawie zostało złożone w kwietniu przez Wojewódzki Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych w Lublinie.
Według informacji przekazanych przez rzeszowską prokuraturę, oszukani zostali głównie najwięksi producenci mąki z południowo-wschodniej części kraju, takich jak Hrubieszów, Janów Lubelski, Biała Podlaska na Lubelszczyźnie, Stalowa Wola, Przemyśl na Podkarpaciu, a nawet Siedlce na Mazowszu i Kraków.
Na chwilę obecną rzeszowska prokuratura, która prowadzi śledztwo w tej sprawie nie przedstawił nikomu zarzutów w sprawie sprowadzenia do Polski ukraińskiego zboża technicznego, które nie nadaje sie do spożycia.
Przypominamy, że w sprawę są zamieszani czołowi politycy PiS i PSL.
Więcej o tym pisaliśmy w artykułach: